Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wieczór po burzy wrócił prześliczną pogodę, piękniejszą daleko, niż była we dnie; powietrze odświéżone balsamiczne przesycały wonie.
Nie mogło to powstrzymać Ahaswery, która się gniéwała na gospodarza za pomysł nieszczęśliwy, niespokojna była o zamoczone nóżki, grożące fluksyą, i chciała co najrychléj skryć swój zły humor w domu. Nie żegnając się więc, nikomu nie mówiąc nic, wyśliznęła się nieznacznie, rachując na to, że do powozu trafi. Nieprędko spostrzeżono się że jéj nie było i dopiéro oddalony turkot poetę rozbudził. Postrzegł że został osadzony na koszu, ale namarszczywszy się w piérwszéj chwili, postanowił narzucić się z powrotem gospodarzowi i udał nietylko obojętnego, ale weselszego niż był przedtém.
Księżna Teresa była téż trochę zmęczona i w pół godziny po Ahaswerze pocichu umówiła się z Lizą, żeby do miasta powracać. Gospodarz domyślił się tego, prosił trochę aby panie pozostały, lecz uległ wreszcie ich postanowieniu, może dlatego, aby nie patrzyć na ciągłą prawie rozmowę poufną pięknéj wdowy z Wiktorem. Obawiając się, aby on nie przysiadł się z paniami, położył to za warunek, aby one mu reszty męzkiego towarzystwa nie zabiérały.
Gdy podano herbatę, owoce i wina, pań już nie było. Zostawszy sami, wszyscy się uczuli swobodniejsi i z cygarami w ustach stół obsiedli.