Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było tylko w pewnych miejscach znaléźć schronienie, i to rozdzieliwszy się na gromadki.
Księżna Ahaswera wybrała sobie kątek w rogu, na kupie rumowisk, i przyparła się do ściany; trochę niżéj zajął miejsce hr. August z księżną Teresą, obok któréj przyszła stanąć Liza.
— Chociaż się nie tak boję piorunów, jak księżna — szepnęła do swego towarzysza — pan mnie nie opuszczaj... choćby przez litość, abym nie była narażona na inne towarzystwo.
— Czekałem tylko na pozwolenie — rzekł Wiktor. — Obawiałem się narzucać.
W tym wcale nieprzygotowaném na przyjęcie gości lochu, który niegdyś może mieścił w sobie niewolniczą służbę Cezara, całe przed chwilą u stołu wygodnie siedzące towarzystwo, rozpierzchłe, tuliło się, jak mogło. Szczęściem po obiedzie został humor dobry, który osładzał niedolę. Śmieli się najodważniejsi, szlachcic zaś ramionami ruszał i coraz nowe sobie miejsce obiérał. A nie było to łatwém, bo woda zgóry zaczęła się wciskać i gdy ulewa się zwiększyła, potok prawdziwy wdarł się od wnijścia, zaléwając ziemię, na któréj stali goście, tak iż na różnych kupkach cegieł i pagórkach szukać musieli ocalenia.

— Garnitur nowiusieńki diabli wzięli — mruknął szlachcic. — Otóż tobie Janku gody!