Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 543.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co będzie, to będzie, ja do mojéj roboty, do mogiły i do dawnego obyczaju powrócę... A przyjdzie umierać, to nie pożałuję świata, bom go nie zaznała! Tyle go dla mnie, co w oknie.



Tymczasem, jak łatwo można było przewidziéć, szalony chłopak, chodź co dzień się zarzekał, że Marysi więcéj nie zobaczy, codzień więcéj za nią przepadał; w końcu całkiem poddał się téj namiętności, i już na nie postanowił nie zważać.
Marysia udawała obojętną i w niczém nie zmieniła postępowania; ale czasem musiała choć po niewoli nań spojrzéć, a ten wzrok przeszywał go do duszy; musiała powiedziéć słówko, a mowa sprawiała mu dreszcze i sprowadzała sny dziwaczne; musiała się pokazać choć na chwilę, a ujrzawszy ją leśniczy głowę tracił do reszty. Przyszło w końcu do tego, że po pięć i sześć razy włóczył się około chaty, w któréj Marysia ze strachu, aby się z nim nie spotykać, siedzieć musiała zamknięta jak niewolnica.
Nie można się było z nim rozminąć, kręcił się po gościńcu, przy studni, po za cmentarzem, i czychał tylko, żeby ją zobaczyć.