Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 527.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cego i krótko obciętego włosa, która pozwalała się pochwalić wąsem a zimą i latem do niczego nie zawadzała. Biéda tam tylko być musiała z goleniem, żeby po tygodniowym lub dłuższym odroście, trafić na pozycyą owego wąsa, ale od czegóż doświadczenie? Golił się sam pan Adam i nigdy wąsów nie wykąsił, ani się im dozwolił do zbytku po twarzy rozpościerać.
Ledwie Tomko ssiadł z konia, troskliwe oko matki i baczne wejrzenie ojca już go objęły całego, i oboje postrzegli, że chłopak przymizerniał, a wesołość, która dawniéj twarz jego okrywała, stracił. Pocałował w rękę rodziców, i milczący, powolnie, bez swawoli, bez głosu wszedł do chatki.
Ojciec go nie spytał co mu było, ale matka zaraz szepnęła na ucho:
— Co to? czyś nie chory Tomku? albo ci się co nie stało? Mizernie ci coś z oczu patrzy?
— Ot tak! — rzekł leśniczy — coś mi na sercu ciężko.
— No! no! — dodał zażywając tabaki stary Choiński, który i pytania i odpowiedzi dosłyszał — raz wraz bo z dziewczętami się parasz... Dobra taja brednia... ale nie szczo dnia... Jużby czas ją