Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 494.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skarby, pełną sypiąc dłonią, odwrócą się od nich obojętnie; odejm tylko ziarnko drobne i podróż się niém trochę, już ci bez niego żyć nie potrafią. Próżno sobie wmawiał Tomko, że dla niego niczém jest Marysia: złość go na nią brała, a co gorzéj, porównywając ją z dziewczętami wiejskimi, widział dowodnie, że od wszystkich była piękniejszą, choć tego przyznać nie chciał.
— Już że piękna to piękna — mówił — ale nieznośnie harda; nie będę się przecie lada cygance kłaniał i w rękę ją całował!
I jak się zaciął Tomko, tak ani tą nawet drogą przejechał, ani się pod chatą pokazał przez tydzień cały.
A co myślicie: tydzień dla młodych, to mało?? Wiek to cały w téj epoce szczęśliwéj życia, która czarodziejską ma władzę z godziny robić lata, a z lat mgnienie oka... Tęskniła i smutna Marysia, złościł się Tomko, i ani się spostrzegł, jak wreszcie jednego ranku siwek sam zaniósł go pod cmentarz.
Marysia przędła na mogile. Chłopak minął ją świszcząc nie spojrzawszy nawet, ale oboje się widzieli choć głowy mieli poodwracane; a pies, który był odwykł od konia i pana, wyleciał aż do furtki na-