Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 474.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A schodząc, jéj oko mimowolnie zwróciło się w stronę, którą gnał nieznajomy chłopak, żywo pędzący przez sioło na parskającym siwoszku. Jakoś miło jéj było widziéć jak on koniem kierował, jak odważnie sadził przez groblę dziur pełną, jak się ze zwierzem borukał, gdy mu się płoszyło, i wychodził z walki zwycięzko. Piosnka jego wesoła i junacka mile się obijała o jéj ucho; i zatęskniła prawie, gdy się skrył za domami, a szum kół młyńskich zagłuszył śpiewkę ochoczą....

Wrażenie tego spotkania trafunkowego nie zatarło się jak tyle innych; a choć Marysia ani próżnować, ani marzyć nie miała czasu; często przed jéj oczyma przelatywał ów jeździec na siwym koniku.

— Tfu maro! — zawołała nareszcie — a to jakieś nasłanie!... Czegóż ja o nim myślę!

Rozśmiała się sama z siebie, ruszyła ramionami i powróciła do pracy.

Nazajutrz rano, gdy zwyczajem swoim przed próg wyszła powitać ptaszęta, obejrzeć gospodarstwo i okiem dać dzień dobry mogile; na widok pustego gościńca, przyszedł jéj na myśl znowu wczorajszy