Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 373.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bywało tak, że stara zawiąże już kupkę groszaków w węzełek i schowa je na złe dni, a Rataj wetknie gdzieś w kątek przyniesioną jałmużnę, także od biedy ją chowając; ale w dni kilka i on i ona dobędą zapasu i przepiją wesoło. Jednakże nie brakło im chleba i wygody, bo Sołodusze nikt nigdy nie odmówił ze strachu, żeby nie oczarowała, a Rataj tak nudnie żebrał, że z kamieniaby grosz wydusił; a i wrota, choć rzadko, dawały szeląg przecie.
Stary doskonałe miał ucho, i byle zaturkotało co na pana, wybiegał otwierać sam kłaniając się do ziemi, a białe swe oczy podnosząc potém do góry, aby ślepotę ukazać; ręką i głosem domagał się datku tak drapieżnie, że nie jeden bez ochoty rozwiązał dlań ściągniony woreczek.
Oboje mimo nałogów swych nie byli wcale złemi ludźmi, i gdy mogli, chętnie dobrze czynili, a nikt nie powiedział, żeby komu w czém zaszkodzili.
Sołoducha siedziała w progu, zapięta fartuchem, brodę trzymając na kolanach, a za nią w sieni leżał dziad na garści słomy; gdy ujrzała idącą ku sobie biedną Motrunę. Spojrzała tylko zdaleka i poczęła kiwać głową.