Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 363.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że nawet miłość macierzyńska rzadko jéj otworzyła usta, a ze zwiędłych warg zwiędłe ulatywały słowa, nie wiele mogąc nauczyć.
Bo gdy dziecię rade było świat Boży, ptasi, kwiecisty, zielony, widziéć wesoło i jasno; z ust matki same słyszała narzekania, żale, a czasem.... czasem nawet przekleństwa. Ta sprzeczność widoku wiosennego ziemi i wiosennego bicia jéj serca ze słowy macierzyńskiemi, długo się w główce dziecka pomieścić nie mogła, i pierwsze dumania zrodziły się ze sprzeczności niepojętéj dla Marysi, któréj sobie rozwiązać nie mogła.
Z jęku matki wyczytała pierwszy raz cierpienie, męczeństwo, boleść, których nigdy nie widziała wśród ulubionych stworzeń, zawsze wesołych aż do zgonu i szczebiocących przy skonaniu; i pomyślała biedna, że albo matka jéj była wyjątkiem, lub może żałość jéj była skutkiem wieku i choroby.
Jéj pojęcie życia tak było fałszywe, tak dziecinne, a tak pierwotne, że gdyby była całą myśl swoję wyspowiadała najzakamienialszemu z ludzi, byłby się nad jéj weselem ufném w dolę i przeszłość rozpłakał łzami krwawemi. Jak ofiara uwieńczona kwiatami szła naprzeciw losu, co ją oczekiwał groźny,