Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 362.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nogach i podróżne żurawie... I było na co patrzéć i podziwiać się czemu.
A czyto wiele potrzeba takim oczętom młodym, co na wylot świat widzą żywym jakimś instynktem, niepojętą siłą serca i przeczucia! Nieraz chmura komarów, para żółtych wiosennych motyli, piórko ptasie, które wiatr unosił w powietrzu bujając niém na wszystkie strony, trzymały jéj oczy długo, długo, ścigające zjawisko, dopóki tylko mżyło w dali w powietrznych obszarach.
I myślała Maryś o Bożym świecie, o stworzeńkach bożych, o kwiatku co niezasadzony i niepolewany wykwitał u proga, a marzenie jéj było jak bajka cudowne, i jak pieśń poetyczne i jak młodość świeżości pełne.
A gdy przyszło w słotę, w burzę i chłód zamknąć się z matką w izdebce, to dziéwczę szczebiotało potém, że i milczącéj Motrunie słowo z ust wyciągnąć musiało, i nieraz wywołało uśmiech, opowiadanie, naukę — lub żale.
Zresztą już Maryś odgadywała cudownie, czego jéj matka dopowiedziéć nie mogła. Biedne kobiécisko tak było życiem znękane, tak cierpiało w sobie, a podnieść się nad boleść swoję nie mogło: