Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 317.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze zrobił, — rzekł w duchu do siebie — na co mu było żyć, kiedy i sobie i drugim na nic się nie zdał, zawalidroga! Sprawiedliwy człowiek, osądził się, i sam bez kłopotu wyprawił duszę do piekła! Motrunie i sierocie lepiéj będzie, a cygana niewiary nie pożałuje nikt... prócz mnie może. Nie zły byłby człowiek, gdyby się cyganem nie urodził, bo jak chatę budował, to było na co patrzéć; i gdyby go ta szatanica z czarnemi oczkami do reszty nie zbałamuciła kto wié!!...
— Ale pod koniec ja sam miałem ochotę zarzucić mu stryczek na szyję, bo żonę zamęczał: ni wprzód ni nazad z takim bestyą, a tak ot! i keniec. Wdowa! albo się kto z nią ożeni, albo sobie i tak da radę!
To mówiąc Janek narzucił na plecy trochę gałęzi, które był wprzód przysposobił, i śpiéwając coś pod nosem, spokojnie, powolnie powlókł się do domu.




Późno już w noc Motruna siedziała w chacie przy ognisku, kołysząc dziecinę w zawieszonym od pułapu koszyku, który dla niéj zawczasu przygotował głupi Janek. Smętna jakaś śpiewka lat młodych