Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 299.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No! no! — dorzucił Maxym — bylebyś się cygana pozbyła, choćby poszedł do licha, byłaby może jaka rada;...... ale z cyganem my nigdy nie będziemy miéć drużby, to darmo! Ojciec przykazał, gromada postanowiła, pan prosił i naglił, a nie ustąpiliśmy, to i nie ustąpimy!
Jakkolwiek Maxym nic nie obiecywał, sama zmiana mowy jego zapowiadała, że się wahał i chciałby coś zrobić dla siostry; nie nalegając więc, odeszła Motruna spokojniejsza po żyto, myśląc przyjść późniéj i zostawując je umyślnie, żeby po nie do chaty i braci drugi raz zajrzeć miała prawo.
Na drodze spotkała się z Jankiem, który kulawego i upartego wołu pędził powoli ku zagrodzie.
— A z kądżeto Motruno? — zapytał przyjaciel — i dokąd to kochanie idziecie?
— O! jak my ciebie dawno, poczciwy Janku nie widzieli — weseléj odezwała się kobiéta!
— Nie mam ja tam poco chodzić do was — bez ogródek odparł chłopak. — Myślałem z początku że to co poczciwego ten twój cygan, a to taki szelma jak i drudzy... Żebym był tobą porzuciłbym do licha niewiarę, niechby sobie wędrował ze swojemi, albobym poszedł i niewrócił, bo nie ma po co.....