Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 217.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wał z uśmiechem obojętnym; w innych rzucał się, rozpalał, bił i wściekał bez przyczyny. Po namiętnym wybuchu, następowały dni całe apatyi, milczenia, nieruchomości, przerywane potém wulkanicznemi, niespodziewanemi wybrykami. Niekiedy przypuszczał sługi niemal do poufałości, słuchał opowiadań, zdawał się zajmować losem; a nazajutrz karcił nietylko słowo, ale ruch i szelest, który go podrażnił.
Takim był pan Adam pomimo swéj młodości, zniszczony rozpieszczeniem, próżnowaniem i bezczynnością umysłową. Szczęściem dla cygana, dzień w którym przyszedł był dobą dobroci; i pan spojrzawszy przez szybę na człowieka, który godzin kilka stał nieruchomy oczekiwaniem, począł jakoś swoją nędzną dolę porównywać do jego doli.
— Słota, chłód! jak ten człowiek wytrwać tak może! Musi miéć bardzo coś pilnego, kiedy tak stoi upornie.
Jeszcze z pół godziny przechadzał się pan Adam po pokoju, coraz to poglądając przez okno na cygana i obserwując go, jakby naturalista studyował robaka; jakoś go to zajmowało, nie spieszył się więc z przywołaniem zagadki. Nareszcie, gdy się