Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 185.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a mnie czas do domu. Dostanę i tak szturchańca, żem się zapóźnił, a byle drzwi były zaparte, to mi ich już nie otworzą, i w chlewku lub w plewniku wyspać się będzie trzeba. Ale mnie to wszystko jedno: skóra już twarda! cha! cha! cha!
To mówiąc Janek wysunął się z chaty i znikł w ciemnościach, pocichu zbiegając do wioski. Tumry i Motruna zostali sam na sam znowu, milczący i zamyśleni.
Zabłysło trochę światła w kominie, rozweseliła się chatka, i na krzywym stole ukazała się misa wieczorna.
— Na pohybel im! — zawołał siadając do niéj Tumry — nie damy się, nie damy, choćby przyszło całe życie czekać, jak ten powiedział: aż źli wymrą i pójdą na cmentarz, a dobrych Bóg narodzi!!.... Nie płacz Motruno! nie płacz! bo za te łzy zapłacić będą musieli bracia!



W takichto drobnych przeciwnościach i ciągłéj pracy, upływały piérwsze miesiące młodego małżeństwa; za chwilę spoczynku i marzeń, potrzeba