Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niezabudek... Ale prócz tych mar, nikt więcéj nie wyszedł.
Wahała się czy przejść próg chaty, czy się ośmielić zajrzéć tam, i przemówić do dawniéj swoich, dziś cudzych ludzi? A nuż nie zastanie braci, tylko ich żony, które zawsze krzywém okiem patrzały na nią, choć z serca starała się im pomagać, i zastępowała je w pracy około chaty i na dworskiém. Sparła się na płocie biédaczka i zapłakała gorzko, tuląc oczy fartuchem; i stała tak długo zadumana, nie wiedząc co począć, gdy uczuła się trąconą w ramie.
Serce jéj zabiło, otworzyła oczy, a nuż to brat, a nuż to siostra? Nie... byłto stary kot czarny, który ją poznał zdaleka, wskoczył na płot i łasił się Motrunie.
— A! poczciwy burek! — zawołała — choć on nie zapomniał Motruny; dziękuję ci, dziękuję!
Kot nie sam przecie przypomniał sobie rękę, która go dawniéj karmiła: wkrótce otoczyły ją kury nadbiegające z podwórka, zwiedzione, sądząc, że im ziarna posypie, i para szarych gołębi zaczęła się kręcić nad głową.
To powitanie istot, co tak mało mają zwykle pa-