Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cygan milczał z głową spuszczoną.
— A taki — dorzucił Laszuk — i umierając swego nie darował, bo synom słyszę srogo przykazał, żeby Motruny za was nie dawali.
Tumry wzdrygnął się cały, podrzucił głową.
— Co mówicie? — zawołał — doprawdy?
— Najpewniéj: słyszałem od sąsiady, która słuchała z sieni, jak synów uczył przed śmiercią. No! a co myślicie teraz?
— Cóż? — rzekł powolnie młody chłopak — nie zląkłem się ojca, nie przelęknę i synów; co Bóg da, to da, a ja swoje robić muszę.
— Ej! porzucilibyście — odparł wójt. — Chatę sobie budujcie, kuźnię stawcie, ale gospodarskiéj córce dajcie taki pokój, bo bracia nie pozwolą, a i gromada za nimi: chybabyście ją gwałtem porwali.
— A któż gwałtem bierze żonę! — zawołał Tumry — to u was niewidziana rzecz: i gdzieżbym ją poprowadził? Nie mówmy lepiéj o tém, panie gospodarzu.
Wójt poczuł, że go nie przekonał i ramionami ruszył tylko w milczeniu.
— Tać wola twoja, nie gadajmy; nie chcecie dobréj rady, to jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz: