Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nagie zupełnie i ustami przyczepione do macierzyńskiéj piersi.
Wzrok téj kobiety, na któréj twarzy widać było znużenie, boleść i smutek, nie odwracał się od dziecka ani na chwilę; zdawała się coś roić o niém, a na resztę świata nie chciéć spojrzéć nawet. Mężczyzna, który silną dłonią wiódł za sobą wóz ich podróżny, był nadzwyczaj barczysty, ogromnego wzrostu i srogiéj a chmurnéj fizyognomii. Czarny, z piersią obnażoną i kudłami porosłą kruczemi, okryty ledwie koszulą dziurawą, zasmoloną i zdartemi spodniami, szedł boso, z odsłonioną głową, któréj tylko włos kędzierżawy bronił od słońca i wiatru; ale mimo łachmanów szedł tak dumnym krokiem, z tak poważném wejrzeniem, żeś zaraz w nim poznał wodza gromady, Romów (tak się zowią często cyganie).
Koło niego, po za nim, wlokła się reszta rodziny: troje dzieci nagich, różnego wzrostu, od dwunastu do ośmiu lat miéć mogących; chłopak dwudziestokilkoletni, dziewczyna smukła, pięknéj kibici, może ośmnastoletnia, trochę wykwintniéj ubrana i oryginalnie ładna; zgrzybiała baba, podstarzały o kiju z kędzierzawym łbem, popychający wóz krępy a