Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 213.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niecierpliwość innych, zawrzało na grodzie. Gromadka wiernych już łoża królewskiego nie opuszczała. Przybył z Gniezna Stoigniew, siedział opat nieodstępnie, służył Sieciech... Kiedy niekiedy wsunął się i Bezprym, popatrzał, a nie otrzymawszy słowa odchodził. Królowę téż Odę przyjmował Bolesław milczeniem obojętném, co ją niemal do gniewu pobudzało, bo smutną być nie umiała. Smutek jéj w złość się obracał.
Dnia 15 czerwca król chwilami przytomnym był, a niekiedy tak mówił dziwnie, jak gdyby snem jakimś i marzeniem był napastowany. Słuchali przytomni z trwogą i podziwieniem. Nie mówił bowiem o niczém tylko o wojnie, obronie, kraju, o sprawiedliwości i tém, co w życiu dawniéj go zaprzątało. I mowa ta chorego zdawała się silniejszą a piękniejszą, niż gdy cale był zdrowym. Szeptem się ona kończyła i snem głębokim, w czasie którego stali wszyscy nieporuszeni, niemi, nie śmiejąc tchnąć, a nie mogąc go opuścić.
I w dniu następnym, choć słabszy Bolesław, poznawał wszystkich, mówił przytomnie, z duchownymi o sumieniu swém radził, wziął ostatnie błogosławieństwo, a potém znowu półsenny mruczał zaledwie zrozumiałemi wyrazy...
Nikt już nie miał najmniejszéj nadziei. We dworze panował niepokój większy coraz, Oda, któréj król słuszne opisał wiano, pocichu skarby