Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 194.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

życia nie pragnął. Wziął on po matce i rysy twarzy i przymioty duszy, pokorę, pobożność a łagodność.
Kochał go król, ale sercem litościwém tylko. Cóż mu było po synu, który orężem władać ani chciał, ani umiał?..
Bezprym i Mieszko, których stół rozdzielał, siedzieli niekiedy spoglądając ku sobie groźnemi oczyma; braterską w nich widać było nienawiść, od miłości braterskiéj trwalszą.
Bezprym mierzył czasem oczyma Ryksę, czasem uśmiechał się do Ody. U tegoż stołu dano miejsce starszyznie duchownéj i Guncelinowi, który napróżno usiłował udać wesołość. Król téż nie patrzał na niego. Dnia tego zamknięty był w sobie.
Przepowiednia niebios ciężyła nad nim, słońce co przyświecało pochodowi, burza i ciemność, która obrzęd zakończyła, powrót światłości i pogody...
Duchowieństwo nawet skłonne było w zjawiskach takich upatrywać, jak we wszystkiém, znaki i przestrogi Boże. Wierzyli w nieustanne mięszanie się potęg niebieskich w sprawy człowieka najpobożniejsi ludzie. Żadna czynność ważniejsza nie spełniła się bez zwiastowania jéj znaczenia, bez upomnienia, bez groźby lub pociechy z góry. Burza téż ta na umysłach pobożnych zostawiła wrażenie głębokie i pocieszano się tém tylko, że po niéj znowu wróciło jasne słońce.