Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 172.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomiędzy młódź rycerską, i drażniła króla strojąc śmiechy, które uszu jego dolatywały.
Dnie płynęły chmurami i jasnemi promieniami przeplatane. U stołu król się ożywiał, ale noc przynosiła z sobą troskę i sny rodziły niepokoje.
Jednego dnia opat, który oko miał baczne na wszystko, a pamięć niezmierną, idąc z tumu na dworzec, spostrzegł na koniu zmęczonym wbiegającego w podwórze pachołka, którego twarz zdała mu się podobną do jednego z tych, co z Jurgą wyprawieni zostali. Wstrzymał się i skinął. Skoczył jezdny z konia i podbiegł ku niemu.
Opat go poznał.
— Co wieziesz? — spytał.
— Wieść dobrą, ojcze przewielebny. O dwa dni lub półtora za mną ciągną o. Gerbert z Jaksą i koronę wiozą.
Zdumiał się radośnie Aron.
— Bogu niech będą dzięki, lecz tu wieść się rozeszła.
Chłopak się rozśmiał.
— A! tak — zawołał — Andruszka Jaksa z księdzem wieźli umyślnie fałszywą koronę i dali ją w ręce cesarskim. Poświęcona jest już na naszéj ziemi.
Opat się nieco zamyślił. — Nie mów o tém, aż ci ja usta rozwiążę. Gdy cię spytają, powiedz że wracacie próżno.