Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 170.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się tém ukołysać. W sprawach nie wojennych nawykł był ufać opatowi, którego rozum i baczność nie zawiodły go nigdy.
Pozostał jednak król posępnym i zachmurzonym i Oda postrzegła po raz pierwszy, iż władza jéj nad nim nie była tak potężną, by wszystko inne stłumiła.
Szła dotąd przebojem i zuchwalstwem, z którém się jej szczęściło, teraz musiała użyć innych niewieścich sztuk, łzów, smutku i przypochlebiania, pokory i czułości. Nie kosztowało ją zmieniać się, choć nawykła być śmiałą, pokonywać się musiała stając pokorną. Dla króla te kameleońskie zmiany coraz nowy wdzięk jéj nadawały.
Miłość w młodości mówią, opanowuje i zaślepia człowieka, lecz w latach późniejszych, gdy się życie wymyka, gdy ostatkami goni, niebezpieczniejszą jest jeszcze, bo z niéj ostygnąć nie można.
Oda traciła moc swą i odzyskiwała ją wprędce a z tych walk wychodziła coraz silniejszą. W sercu jéj nie było nic, oprócz żądzy panowania i pragnienia życia. Oczyma rzucała po dworze całym, jakby wszystkich zakuć potrzebowała w te więzy, w których król chodził. Ks. Petrek był jéj powiernikiem i ulubieńcem, dodało mu to siły i pewności siebie. Opat widział wszystko i cierpiał, niespuszczając go z oka. Uszły tylko baczności jego stosunki z Bezprymem i umowy, które w cichości już aż