Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 157.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

madką i w karności ją trzymał. Sam widok nowych zupełnie krajów i ludzi starczył mu, aby opłacić wszystkie podróży ciężary i niebezpieczeństwa.
Z krajów, w których człowiek był stosunkowo młodym przybyszem, wjeżdżając w świat na każdym kroku ruin i obalonéj przeszłości pełny, zdumiewającéj olbrzymiemi dzieły swemi, Jurga się czuł upokorzony dzikością i pustynnością swych pól i lasów.
Mury te, kolumny, obalone sklepienia, sterczące resztki świątyń pozmienianych na kościoły zdały mu się dziełami nie ludzkiéj ręki i ducha, ale zgasłego jakiegoś plemienia istot nadziemskich.
Wszystko tu świadczyło o przeszłości skończonéj, o narodzie wielkim, umarłym, pogrzebionym, który długie musiał żyć wieki, by tyle dokonać.
Rzym w ruinach na poły, na pół w stojących jeszcze budowach wieków chwały i potęgi, przybylcowi z kraju drzewa i szałasów, snem się wydawał jakimś niezrozumiałym, niepojętym.
O. Gerbert pomodliwszy się u wjazdu do bramy miejskiéj, opowiedział się tu, jako mnich benedyktyn przybywający w sprawach zakonu. Nie zwracając oczów na siebie przesunęli się za Tybr do benedyktyńskiego klasztoru. Tu byli bezpieczni. Listy i świadectwa dawały im opiekę. Gdy furta otwarła się dla nich i zawarła za niemi