Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 135.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myśli się oderwać od cesarstwa i być sam panem. Mogłoby to lat parę trwać, ale na wieki trwać nie może... Synowi Mieszkowi zostawi przykazanie, aby tak czynił jak on... To go zgubi... Wy się powinniście udać pod opiekę i łaskę potężnego pana, co całym światem włada, poprzysiądz mu przymierze wieczne, jak inni królowie, a otrzymacie tę koronę, o którą Mieszko napróżno się będzie kusił.
Skończył, a Bezprym ważyć się zdawał jego słowa.
— Cesarz, co nas ma w nienawiści — odezwał się — zechceż losem moim się zająć? wziąć mnie w opiekę? a wziąwszy czy nie wygna mnie, aby sobie kraj przywłaszczyć?..
— Dlaczegóżby to miał czynić? — począł ks. Petrek — dlaczego? Dosyć mu hołdu! Sam rządzić nie chce, ale władzę swą z Rzymu daną ma nad światem, musi rozciągać ją na wszystkie kraje.
I pomilczawszy trochę dodał ciszéj coraz.
— Jam mały człeczek... ale maleńka mrówka sypie kopce wielkie... Cóżbyście rzekli, gdybym ja zapewnił wam opiekę cesarską... w zamian za przysięgę z waszéj strony?..
Bezprym zerwał się jak oszalały z ziemi, aże ksiądz wstał za nim, uchwycił go i w ramiona zaczął całować.
— Jak to! — zawołał — jabym tego nienawistnego Mieszka mógł precz wygnać? żonę mu