Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na słowo każde, ruch i zmarszczenie brwi tego, którego poufale bratem nazywał.
Rad mu był król, jak wszystkim gościom swym, a szczególniéj niemcom, przed któremi lubił okazywać i możność swą i siłę. Kazał wyjeżdżać strojnym pocztom swoim, każdy w inną barwę przyodzianym, pancernikom, których żelazne łuski na słońcu błyszczały, tarczownikom biegającym zręcznie z oszczepami i toporami, dworowi występować w szatach bogatych, niewiastom odzianym w złoto i drogie tkaniny. Guncelin spoglądał na to okiem zazdrosnym, ale się od podziwu wstrzymać nie mógł.
— Cesarz Otto — rzekł mu raz Bolesław — gdy siedzieli sami, cesarz Otto błogosławionéj pamięci uznał mnie godnym królewskiéj korony, włożył własną cesarską na skroń moją, dostali z Rzymu korony węgier dziki, duńczyk ledwie ochrzczony, bratobójca Bolko czeski, a mnie com szerokie ziemie zawojował, mnie jéj dotąd ojciec rzymski odmawia? Sprawiedliwie to Guncelinie?
Niemiec zmilczał długo, wąsa zakręcił.
— Bracie — rzekł szydersko — Węgrów potęga złamaną została nad Lechą, Duńczyków się nigdy nie lękało cesarstwo, ani Czechów, tyś strasznym dla nas. Rzym nie da ci korony, bo Rzym idzie z cesarzem ręka w rękę.
Bolesław z kolei milczał téż i spuścił oczy na ziemię.