Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 099.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zapomniałem téż donieść waszéj przewielebności, jak to powinienem był z obowiązku — odezwał się — jakie tu niedorzeczne chodzą plotki... Wiem przecie z ust waszych i z własnego poselstwa, iż innych starań o koronę nie ma, tylko przez cesarza i arcybiskupa... a są płosi ludzie, co utrzymują, że wprost do Ojca świętego do Rzymu ma być poseł ztąd wyprawiony... Juściż, gdyby tak być miało, jabym coś o tém wiedział. Baśń jest sklecona licho...
Opat posłyszawszy to poruszył się niezmiernie, mimo mocy jaką miał nad sobą, zbladło mu lice i wybuchnął gniewem.
— Że ludzie plotą takie baśnie, nie dziwię się, ale dziwno mi, że mi je wy ojcze powtarzacie...
— Z obowiązku — rzekł zniżając głowę ks. Petrek. — Wasza przewielebność o wszystkiém musi być zawiadomioną. Niedorzeczność plotki ja wiem najlepiéj, com nieco po świecie bywał i znam moc cesarską a czujność tych, co mu służą... Do Rzymu się dostać ztąd... gdyby nawet stokroć się przebrał ktoś, nie potrafi... ani ja, co znam drogi i ludzi, ważyłbym się sam, anibym radził komu... Szedłby na zgubę pewną...
W oczy spojrzał opatowi mówiąc ks. Petrek, lecz już Aron uspokojony przybrał szyderski wyraz twarzy.
— Zaprawdę — odezwał się — baśń godna