Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chcę króla i pana pożegnać mojego, niech przyjdzie ku mnie.
Zapłakana pobiegła Sieciechówna, zbudzono Bolesława, który natychmiast wieść się kazał do królowéj. Zobaczywszy go, wysiłkiem ostatnim podniosła się Emnilda, ręce wyciągając ku niemu. Kazano się wszystkim oddalić, król padł na siedzenie.
— Panie mój — odezwała się silniejszym niż wprzódy głosem królowa — panie mój, mnie Bóg powołuje, chciałam cię pożegnać i za lata strawione z tobą dziękować. Przed oczyma mojemi widną jest przyszłość — niech ci Bóg da siły do dźwignięcia jéj, bądź szczęśliwym! Nie zapominajcie o duszy mojéj.
— Przyszłość widzisz? — zapytał król — Powiedz mi ją?
— Nie wolno mi jéj odkryć tobie, i ty — widzieć ją będziesz gdy przyjdzie godzina. Mężnym bądź. Pomnij tylko, że ta którą weźmiesz po mnie ciebie pana mojego winna być godną. Nie patrz na młodość, nie daj się uwieść wdziękowi, abyś nieprzyjaciela nie posadził w domu twym, u stołu twojego.
Umilkła królowa, nie rzekł téż słowa Bolesław. Przyszły mu na myśl lata przeżyte z córką Dobromira, nie zamącone niczém, pogodne — czyste, w ciągu których stokroć on potrzebował przebaczenia, a nigdy nie miał przebaczać powodu. Żal