Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Boli mnie tylko jedno — kończył pisarz — że mi nie było dopuszczono do dzieła miłosierdzia ręki przyłożyć... że nie zasłużyłem na zaufanie i wierne moje usługi zyskać mi go nie mogły... Budzi się we mnie wątpliwość, czy ja przewielebności waszéj jestem użytecznym... gdy do niczego używać mnie nie raczysz?
— Jakto do niczego, mój bracie? — przerwał opat — król powierzył wam przecie poselstwo najtrudniejsze, najważniejsze, najbliższą serca swojego sprawę? Wasza podróż do Magdeburga przekonaćby was powinna, jak wielkie posiadacie u pana naszego zaufanie. Ale téż takiego jak wy człowieka do poślednich posług używaćby się nie godziło...
Skłonił się ks. Petrek.
— To pewna — rzekł — iż nikt gorliwiéj dla dobra kościoła i króla nie pracuje nademnie, nieudolność tylko moja skutku nie dozwala osiągnąć... Robiłem com mógł.
— Wiemy to — dokończył opat i natychmiast, jakby odwracając rozmowę, począł żegnać pisarza, który, rad nierad, wysunął się mocno rozżalony i gniewny.
Nazajutrz rano poczet, który miał w podróży towarzyszyć markgrafównie, sposobił się już. Oda milcząca, ale zarumieniona i podrażniona, wybierała się niecierpliwie. Kobiety jéj wiązały swe przybory i sposobiły juki na konie. Wozy oprócz