Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miecznik niósł obnażony miecz, godło sprawiedliwości i siły, naostatek Sieciech z laską wysoką złocistą poprzedzał pana.
Strojnym był pan jakby do najdostojniejszych gości wychodził. Na głowie miał kołpak z przepaską złocistą, szczerbczyk u pasa złotego sadzonego kamieniem drogiem, suknię spodnią purpurową jedwabną, a na niéj lekki kożuch soboli czarną okryty tkaniną, która połyskiwała na słońcu. Szedł spierając się na lasce, jedną ręką w bok się ująwszy, z góry spoglądając na ludzi wzrokiem władzcy, który czuje się panem, a chce być ojcem... Jasne to było oblicze jak w dniach zwycięztwa po walce, jak bywało pod namiotem na pobojowisku, gdy mu oręż zabrany z niego pod nogi znoszono. Usta się uśmiechały nieco, a włos, co się srebrzyć zaczynał, dnia tego świecił czarniejszy — jak za owych lat młodości, gdy spływał na ramiona w kędziorach kruczych.
Za panem jak pies biegł Zyg, uśmiechając się, w oczy mu podglądając, wesołością do pańskiéj się strojąc.
Reszta dworu ciągnęła za królem, trochę zbita i zmięszana.
Gdy Bolesław ukazał się i zatrzymał nieco u progu, jak kłosy od wiatru pochyliły się wszystkie głowy w pokorze. Niektórzy poklękali ręce wyciągając ku niemu, lud ubogi na twarze padał. Lutyki i Wilki cisnęli się w kupkę zbitą,