Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 038.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczekiwał, tak, że gdy powracając ukazał się w progu, rzucił się nań brat nalegając żwawo o wytłumaczenie co się stało, z oczów mu już pragnąc wyczytać tajemnicę.
Oczy jednak nie mówiły tak jak nic, ani radości ni bólu nie zdradzając.
— Uspokój się — rzekł po cichu starszy — zgadnąć zaprawdę trudno było, kto za mną tu przyszedł. — Nie kto inny to jest, tylko Antonia.
Jurga krzyknął zdziwiony.
— Po męzku przebrana uszła ze dworu i z trudem wielkim a niebezpieczeństwem, aż tu się dowlekła. Wyznała mi, iż Sieciechowna[1] przed nią miejsce w którém schronieni byliśmy, zdradziła. Mówiła i o tém, że lepiéj niżeli Heligarda o tobie stale pamięta, a na ciebie oczekuje.
Usłyszawszy to Jurga, uradował się wielce, bratu na szyję rzucając. Poczém oba umówili się, by Antonii nie wydając kto była, opatrzeć dla niéj pewne schronienie — zdala się jednak trzymając, dopókiby o losie ich nie rozstrzygnięto.
Gdy do jadalni zwołano po tém braci, musiał Andruszka, rumieniąc się i bełkocąc, nieforemną jakąś historję wiernego sługi zmyśleć, aby przybycie podróżnego tłómaczyć. Przeor go do klasztoru chciał wziąć, lecz Andruszka oświadczył, iż tego sobie nie życzył i miał mu tymczasowo schronienie sam opatrzeć. Jakoż z Jurgą oba wyszedłszy zaraz po stole, chatę wynaleźli w osadzie

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Sieciechówna.