Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 011.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jurga mógł się tu przypatrzyć, jak o. Arnolf, staruszek niezbyt już silny i przygarbiony, nic więcéj nie robił, tylko atrament i kolory przygotowywał. Cały dzień czuwał nad niemi, odświeżał, rozrzedzał, dosypywał, dolewał. Znano go nawet lepiéj pod nazwą Ojca Atramentaryusa, niż pod jego imieniem zakonném.
Drugi braciszek siedząc u okna strugał trzciny i zacinał pióra. Ten miał młodsze oczy i pewniejszą rękę. Jak każdy inny i on od piór każdéj godziny mógł być oderwanym do noszenia wody, albo nawet rąbania drew, i szedł z takim pośpiechem a ochotą, jakby do najmilszéj sprawy.
Osobny stół miał ojciec Teodoryk, który pargamin czyścił i wygładzał. Tu i siły było potrzeba i zręczności.
Nad niejedną buntowniczą skórką dobrze się musiał namęczyć, lecz pociechę téż miał, gdy szorstka i twarda w rękach jego stała się śnieżystą i połyskującą.
Z niéj dopiero inny brat wycinał pod miarę równe kartki, przeznaczone do złożenia kodeksu. Z jednego kawałka szły często i ogromne karty do Chorałów i Graduałów, i malutkie zrzynki na pośledniejsze użytki.
Ze stołu tego przechodził pargamin do ojca Rubryki. Ojciec Rubryka siedział wygodnie i czerwonemi liniami kreślił na białych kartach przyszłe wiersze rękopismu. Dowodził on, jak zresztą