Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z téj dziury, w któréj go zamknięto, nie wyjdzie... nie wyjdzie, chyba...
Potrzęsła głową nie domawiając.
— Co wam po takim biedaku? — dodała.
Oda się rozśmiała pogardliwie.
— Cóż ci się śni, ty stara? — przerwała — myślisz, że mi się upodobał?..
Panicha popatrzała na nią.
— Dlaczegóż o niego pytacie, królowo ty moja?..
— Bo mi go żal... chciałabym mu pomódz, na jaw go wydobyć... ale mu trzeba dodać serca, bo je stracił.
Baba widocznie nie rozumiała dobrze, lecz okazywała postawą swą, że na wszystko była gotową.
— Chodzicie wy na ich podwórze? — zapytała Oda.
— Psy złe... ale... juści... a kij od czego?..
— Znacie starego Ghezę?
— Kilka razyśmy się łajali... czemu nie... — mruczała stara. — Powiedzcie tylko, czego chcecie, a już reszta moją sprawą.
— Chcę, byście węgra starego do mnie przysłali, aby przyszedł potajemnie na rozmowę... Może się jemu i panu zdam na co?..
To mówiąc rzuciła coś w fartuch Panisie, która ręce podniosła i do ziemi dziękując przypadła.