Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla nich lub dla siebie lękali czego i myśleli, że Jaśko z Tęczyna, bratanek wasz, zdradzi?
— Hej! hej! — mruknął stary jedząc ciągle — kto nie chce się sparzyć, ten w ogień palca nie kładnie...
Rzucił się trochę gniewnie przybyły.
— Jesteście dla mnie we własnym domu niełaskawi — rzekł — nicem ja wam nie zawinił, chybać tém, że się o was troszczę, gdy wy nas i mnie znać nie chcecie...
— A no... nie chcę — rzekł Domosul krótko, ciągle bardzo spokojnie chodząc około misy.
— Krwi się swéj tak odpychać i wyrzekać nie godzi! — stęknął Jaśko.
— Kiedy ta krew się własnego starego obyczaju wyparła — mruknął Domosul — i do wrogów przystała...
— Do jakich wrogów! — wybuchnął Jaśko. — Możecież króla naszego, wielkiego bohatera, wrogiem nazywać?
— Wrogiem go zwę!.. — potwierdził Domosul — nietylko moim, ale wszystkich, którym ta ziemia miła. Co ojciec jego rozpoczął, on dokonał... oddali nas w ręce niemców...
— A któż kiedy szczęśliwiéj z niemcami wojował nad Bolesława? — począł gorąco Jaśko — a komużeśmy to winni, że nas sąsiedzi szanują i drżą przed nami?..
Domosul drgnął tylko.