Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 147.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odezwał się Andruszka — nam się on na nic nie zdał?
— Naprawdę? — spytał stary — wieprz co się zowie zdrów i wypasł się bodaj u mnie, rad mu będę.
Ale ja darmo podarków nie biorę, niedaleko ztąd moja dziura... spoczniecie u mnie. W klasztorze o smaku mięsa zapomnieliście, a i miodu oni sycić nie umieją, te czarowniki z za morza.
Ręką pogardliwie rzucił.
— Wracać bo nam trzeba — odezwał Andruszka niespokojnie.
— Wrócicie wczas, drogę wam pokażę — mówił stary, gościną ubogą gardzić się nie godzi.
I pomyślawszy dodał...
— Może nie macie ochoty iść, nie wiedząc do kogo? Stary jestem człek, którego ojcowie niegdy cały ten kraj do koła trzymali. Nasz on był. Dziś u nas nikt nic nie ma, król jeden wszystko... Nowa wiara, pany nowe, jam starych lat człowiek i żebrak...
Została mi zagroda i prawo do łowów. Resztę mnichom dano... zabiorą tu oni do koła co zechcą. Któż tu panem jeśli nie oni. Król ich pierwszy sługa.
Zdumiony Jurga wtrącił.
— Nie jesteście chyba chrześcianinem?
— Albo ja się ciebie pytam — odparł dumnie stary — z jakim ty trzymasz bogiem?