Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z nich parze. Mieszko kroczył wprost, służbę prowadząc za sobą.
Bracia choć w jednym żyli dworze, nigdy się prawie z sobą nie spotykali. Dawniéj Mieszko się probował zbliżać do Bezpryma, lecz ten go pogardliwém zbywał milczeniem, przyszła późniéj tajemnie tlejąca braterska nienawiść i rosła z dniem każdym. Spotykając się w dziedzińcu omijali się jakby nie widzieli.
Zmuszono Bezpryma do oddawania czci młodszemu, ale wybranemu bratu; król jeden tylko twardym rozkazem mógł to na nim wymódz, nikt inny. Syn Judythy miał prawo starszeństwa i pierworodztwa wedle europejskiego zwyczaju, dziecię Emnildy słowiańskim obyczajem młodszych czuło się powołane do spadku władzy po ojcu. Do nienawiści obu przyczyniło się może, iż w Bezprymie czuł Mieszek wolę niezłomną i rozum bystrzejszy, że się go obawiał. Nieraz może przyszło mu na myśl co słyszał o kneziach ruskich, na co patrzył w domu, że się współzawodnika krwawo przyjdzie pozbywać. W barbarzyńskich tych wiekach chęć panowania, przykład drugich, usprawiedliwiały te krwawe zapasy nawet w rodzinach.
Z gniewem w piersi wszedł królewicz do łaźni, u któréj drzwi dwóch ludzi smolne trzymało pochodnie. Pomimo ich światła, we wnętrzu, pełném pary gęstéj, nic widać nie było. Bezprym, któremu oznajmiono o Mieszku, nie myślał się