Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 011.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiadał przed pustelnikiem, rad był dziwnie zesłanego kapłana tego wezwać na pomoc i radę.
Skinął więc ręką ku temu cieniowi mnicha, aby bliżéj przystąpił. Postrzegł to stojący naprzeciw, zadrżał, zawahał się, lecz wprędce czarny kaptur zarzuciwszy na głowę, tak by twarz zakrywał, wolnym krokiem ku trumnie przystąpił. Trumna ta tylko dzieliła ich od siebie.
— Obcy tu jesteście? — zapytał król cichym głosem.
— Pielgrzymem jestem... — odparł głos cichy i drżący dziwnie.
— Znacie mnie?
— Wiem, żeście panem i władzcą tego kraju...
— Jeśli pielgrzymem jesteście, rozkażę wam dać zasiłek na drogę, a proszę o modlitwę...
Mnich stał niemy.
— Zasiłku żadnego nie potrzebuję... przysiągłem na ubóstwo — odezwał się głosem stłumionym — a modlitwy moje królewskiéj duszy twéj ulgi nie przyniosą, jeśli z niéj sam nie zrzucisz brzemienia, co na niéj cięży...
Tylko od kapłana mógł Bolesław cierpliwie znieść mowę taką, ale z ust duchownego nie zdała mu się dziwną... westchnął tylko.
Mnich zamilkł chwilę, jakby z sobą walczył, i przerwał dobrowolnie milczenie.
— Choć królem jesteś, kajać ci się trzeba... bo tam, gdzie nas sądzą wszystkich, żadna ko-