Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 191.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siłę, skończyć tak jakom pragnął, i cieszyć się tym trudem, na chwałę Jego... Boć i tu w téj głuchéj puszczy, brzmi teraz cześć Zbawiciela!
Wracali już z krypty do izdebki. O. Antoni drzwi zamknął za sobą — i lampkę zagasił.
— Siądźcie na ławie jako możecie — rzekł do króla — albo lepiéj legnijcie na liściach, które są suche.
Twarde to łoże, ale rycerzem jesteście, jak widzę i do niewygód nawykłym. Ognia wam naniecę.
Niestety — oprócz posłania i ogrzania, Bóg widzi, nie wiem czémbym was mógł przyjąć i posilić!
— A czemże się wy sami karmicie? — zapytał Bolesław, coraz większą czcią dla wesołego anachorety przejęty, którego usta tajemniczo się i łagodnie uśmiechały.
— Ja? — rzekł pustelnik — oto, naprzód modlitwą i łaską bożą, bo te żywią i zasilają najlepiéj — a potém, potém już lada czém... jakąś pruszyną. Trochę krup ugotowanych w wodzie, trochę korzonków wykopanych z ziemi, czasem rybka w strumieniu złapana. Mięsa nie jem od lat trzydziestu, chleb rzadko. Nawykłem do tego życia, za lepszém nie tęsknię. Widzicie, trzyma mnie Bóg łaską swoją.
Nic nie odpowiadając król go w rękę pocałował. Stary postrzegłszy, że ogień wygasa, wiąz-