Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łowów i rzadko one tylko dzień jeden trwały... Najczęściéj tygodnie w puszczach spędzano, legając pod szałasami nocą, aby z brzaskiem być gotowym.
Zapędzano się tak bez wieści, często na nieprzyjacielskie ziemie i łowiec sam stawał się zwierzyną zmuszoną do walki, lub uchodzenia przed przeważną siłą.
Posępnych dni kilka w bezczynności spędziwszy u ogniska, król Bolesław ruszył nagle, nazajutrz oznajmując łowy. Śnieg był przypruszył właśnie, niebo obiecywało się pogodne, powietrze łagodne.
Szukał widocznie w téj rozrywce zapomnienia frasunku i rozpędzenia złych myśli. Stanęli mu do boku jego ulubieńcy, zwykle towarzyszący w tych wycieczkach, Sagan łowczy pański, który miał zwierzchni dozór nad myśliwską czeladzią i psiarnią i Radzisz, co nie miał sobie równego w rzucaniu oszczepem a tropieniu zwierza.
Oprócz nich kilkadziesiąt głów dobranéj młodzieży towarzyszyli panu. Sagan zwierzchnictwo miał nad wszystkiemi.
Tuż niemal za miastem rozpoczynały się puszcze, rozgałęziając na wsze strony, tak że raz w nie się zapuściwszy, całą niemal ziemię przejechać było można nie wynurzając się z lasów. Wszystkie one wiązały się z sobą.