Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 154.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wię... Króla Bolesława tu zwodzą, jego okłamują... Miłościwa pani, którą wy wszyscy świętą nazywacie, nie waha się potajemnie spiskować z wrogami małżonka i króla...
Ksiądz przez ostrożność całą twarzą wyraził zdziwienie wielkie, a Oda żywiéj jeszcze szydersko dodała.
— O! tak jest, mój ojcze... i wyście nie ślepi! a ja patrzę i wiem wszystko, lituję się nad losem króla, który wart jest lepszego. Chciał słusznie, sprawiedliwie ukarać tych łotrów... cóż? myślicie, że spełniono jego rozkazy?
Ksiądz ciągle jeszcze zdumionego udawał.
— Nieprawda!.. oszukano go, okłamano... Ich wykradziono, oni żyją, aby się mścili... a kto to uczynił? Wasza święta królowa, którą wy tak pod niebiosa wynosicie... Tak... ona... Cóż wy na to?
— Ja? ja?.. — przerwał ks. Petrek — ja się zdumiewam, przerażam i milczę... To nie może być, miłościwa pani... któżby śmiał...
— Tak jest! tak jest! — z gorączką bijąc ręką o krosna ciągnęła daléj Oda — ja wam przysięgnę, że tak jest... wszyscy są ślepi... ale ja mam oczy... bo czczę i szanuję wielkiego króla... Oszukują go...
To mówiąc ze wzruszenia zarumieniła się piękna Oda i oczyma błyszczącemi spojrzała na Petrka.