Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic... ach! nic, mój ojcze!.. Kto tam czasem wie, czego płacze? — rzekła pocichu oczy spuszczając.
— Choćby on nie wiedział, to się drudzy domyślą — odezwał się ks. Petrek.
Dziewczę zarumieniło się mocniéj jeszcze, ale nie mając widać ochoty do zwierzania się z bolów swoich, zamilkło trwożne.
Po chwilce ksiądz się pokłonił, przesunął się cicho i szedł daléj, zawsze ostrożnie i nie czyniąc najmniejszego szmeru, stąpając z umysłu tak, by go słychać nie było.
Obyczaj miał taki skromny...
Sień i izba niewielka dzieliły tę komnatę od mieszkania Ody, córki markgrafa Ekarda.
Przed komnatą siedziały postrojone niemki, jéj służebne, z posępnemi twarzami u kądziołek. Ks. Petrek przemówił do nich w ich języku i lica się im rozjaśniły, a usta uśmiechać zaczęły.
Na pytanie o panią wskazały mu drzwi, prowadząc ku nim uprzejmie.
W komnacie, do którėj wszedł, siedziała w istocie Oda.
Izba była niewielka, ale z przepychem przystrojona. Kobierce leżały na podłodze, oponami obwieszone były ściany. Stół w pośrodku zasłany jedwabnym szytym obrusem, zastawiony był i zarzucony naczyniami i fraszkami niewieściemi, połyskującemi złotem. Oda siedziała sparta na ręku,