Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 135.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a trwała długo, gdy nagle do drzwi zapukano, otwarły się one i najstraszniejsze zjawisko, jakiego się oba mogli lękać, stanęło w progu; wszedł wolnym krokiem, rozglądając się, opat Aron.
Ujrzawszy tu nieznajomego mnicha, zdumiał się zrazu mocno, ks. Petrek pobladł nieco, obcy zakonnik stał prawie nieporuszony, usiłując pokorną przybrać postawę, o co mu niełatwo było. Nim opat miał czas zapytać o niego, podszedł ku Aronowi, ukląkł przed nim, obyczajem mnichów skłonił głowę i prosił o błogosławieństwo.
Opat niezmiernie zdziwiony tém zjawiskiem, zrazu... zmilczał i pytanie zamarło mu na ustach.
Pobłogosławiwszy klęczącego i dawszy znak, aby powstał, ks. Aron zapytał go po łacinie.
— Zkąd to jesteście? co was tu przywiodło?
— Z Korbei jestem — odpowiedział mnich — imię moje Benedykt, mam od przełożonego pozwolenie wędrowania i nawracania. Ciekawość i pobożność prowadziła mnie do Trzemeszna naprzód, a teraz tu, najprzewielebniejszy ojcze...
Aron długo się weń wpatrywał.
— Gdyście tu przybyli, bracie mój — rzekł — jużbyście pozostać powinni. Duchownych zawsze jeszcze mamy mało na nasze potrzeby, kraj na pół pogański, nawracających, apostołów dobréj woli nam braknie... Świątobliwy król nasz obsypuje ich złotem, rad każdemu co przybywa. Dla-