Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miętność, zwycięży krew, zje ryczące zwierzę, które w nim samym siedzi... Czekajmy trochę, a będziemy widzieli świętą królowę biorącą zakonną zasłonę i młodą panię wodzącą starego lwa... Naówczas Pan dopiero rękę swą spuści na cudzołożnika i zgniecie olbrzyma...
A tymczasem — mówił, naprzemiany głos zniżając to podnosząc mimowoli — tymczasem on sam sobie czyni nieprzyjaciół nowych, jak gdyby ich już nie miał dosyć...
Słuchacz ciekawie chylił się ku mówiącemu, chwytając każde jego słowo z upragnieniem.
— Wszystko się powoli składa na zgubę jego — ciągnął opowiadający ze zjadliwym wyrazem mściwéj uciechy. — Los chciał, by się jedna można rodzina rzuciła na swawolę, Jaksowie, którzy się czasu wojen nauczyli być gwałtownikami, napadli i zamordowali kupca tam jakiegoś... Król ich porwać kazał i dał pościnać...
Z Jaksami spokrewnione są rody możne... wszystko to, gniewne teraz, pierzchnęło od króla i dworu... precz... wszystko to wrogiem mu się stanie...
Strata niemała! groźna!.. Prosiła za Jaksami królowa, klęczeli i prosili inni... nie pomogło nic... litości tam w tém sercu nie szukać...
To mówiąc westchnął ksiądz i jakby się opamiętał, że zadużo powiedział, zamilkł nagle.
— Jedna tylko rzecz wątpliwa — dodał na-