Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W Czechach pokrewni, powinowaci na Węgrzech, zbraceni na Rusi kneziowie, złagodzeni na pozór i połączeni węzłami krwi niemcy, w istocie byli wrogami tajnemi, nieprzejednanemi.
Każdemu z tych powinowatych Bolesław oderwał część jakąś; Czechom zajął Ruś, Morawy i Śląsk, Węgrom zabrał Słowaków, Rusi szerokie kraje za Styrem, niemcom wydarł Łużyce i mnogie plemiona sąsiednie. Najmniejsza oznaka słabości któréj upatrywano tylko, mogła być hasłem rzucenia się wszystkich przyczajonych wrogów na zdobywcę. W zbroi spać było potrzeba i jedno oko trzymać wciąż niezawarte.
Bolesław nawykł do tego, syna wprawiał do życia na koniu i straży, a jednak w przyszłość patrząc, smucił się i niepokoił. Mężny rycerz, Mieszko, może aż nadto był ojcu posłusznym, szedł na rozkazanie, ale sam rozkazu dać nie spieszył. Spokojniejszy duch mieszkał w synu, a jemu spokoju miłować nie było wolno.
I tego dnia, jak często, wielki król wstawał z łoża posępnym, ciasno mu było w sypialni, duszno w zamknięciu, za cicho na dworcu, ściany go ściskały jak więzienie...
Przez okiennice zawarte dzień się przeciskał szarawy, na kominie ogień płonął i trzaskał wesoło.
Pierwszy po stróżu wszedł do sypialni stary Sieciech, gładząc brodę i uchylając głowę. Przybywał po rozkazy.