Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdzie chcecie, pozwólcie zamknąć się w klasztorze. Już ja świata znać nie chcę i żyć nie mogę, jeśli go nie ocalę...
— Bóg tylko jeden ocalić go może! — odparła Emnilda i łzy popłynęły z jéj oczów. — Uspokój się dziecię moje — dodała — uczyniemy jeszcze, co jest w ludzkiéj mocy...
Dziewczęta służebne, którym odejść kazano, musiały pewnie przestraszone rozpaczą Sieciechównéj, pobiedz dać znać jéj ojcu, i w chwili, gdy królowa wychodzić miała, Sieciech stary zjawił się w progu uchylając oponę. Ujrzawszy córkę zapłakaną, dziecię jedyne, z rękami podniesionemi rzucił się ku niéj przestraszony; klęczała jeszcze na ziemi.
Teodora, któréj niebezpieczeństwo dodawało odwagi przed ojcem, ujrzawszy go, na twarz upadła.
— Ojcze mój rodzony! — zawołała, nie tłumacząc mu się jaśniéj — ty masz łaskę u króla, starym jesteś jego sługą... ty wyproś, ty wybaw go od śmierci!..
Zdumiony ojciec, dla którego dotąd wszystko było tajemnicą, obrócił się do królowéj.
Z jéj ust dopiero usłyszał, o kogo Teodora prosiła, spuścił głowę siwą i stanął jak skamieniały.
— U króla!.. u króla wyprosić łaskę, gdy poprzysiągł... — szepnął głosem złamanym — tego