Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy nie mieściły. W podwórcach, jak na targu w uroczyste dnie, w dzień i nocą przebić się było trudno przez tłumy.
Musiano téż część dziedzińca sznurami odgradzać, aby codziennym turniejom i zabawom rycerskim, jakie pod okiem pańskiém dla rozrywki się jego odbywały, plac zostawić swobodny.
W chwili gdy Miklasz Jaksa, za sobą prowadząc ciało ojca, wjeżdżał w bramę zamkową i oczy wszystkich się nań zwracały, komornicy królewscy postrzegłszy wiezionego trupa, z którym w podwórzec wprost jechali, ulękli się wielce. Nie śmieli powstrzymać, ale wnet oznajmiono starszemu nad dworem, którym był Sieciech, aby króla uprzedził, lub rozporządził co należało.
Wybiegł więc zaraz Sieciech ów, pan poważny, w czarnéj sukni dostatniéj, z łańcuchem na szyi, w kołpaku sobolim, z laską kutą w ręku, aby się sam dowiedział, coby to oznaczać miało, i pochód już ku drzwiom murowanego gmachu dążący zatrzymał.
Musiał mu się Miklasz tłumaczyć, w jakiém od umarłego jechał poselstwie. Przykazawszy mu stanąć, Sieciech pospieszył do króla, który z ulubionym sobie opatem tynieckim Aronem na osobności się zabawiał.
Przeszedłszy komnat kilka, Sieciech u drzwi pańskich oznajmił się kaszlem i lekkiém laski o ziemię uderzeniem.