Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co się stało. Gdym na konia siadał, kapelana król swojego wyprawił do nich, aby spowiedź uczynili... katowi się kazano sposobić do więzienia... Król, jak mówiono, sfolgował pono o tyle, iż nie publicznie miał ich dać ściąć, ale w lochu.
Przecież!... Bóg wielki... nie wiem!.. królowéj łzy wiele mogą... cud się mógł stać... Jedźcie, proście... niechaj nieboszczyk stanie przed nim w imię służb swych go błagając... Jeżeli czas... jeżeli jeszcze czas!.. — westchnął Drogosz stary.
Miklasz więc spieszyć postanowił, ale koniom, znużonym tak że się zaledwie wlokły, dać trzeba było chwilę odpoczynku. Drogosz téż swoim wydychać dawał.
— Straszny gniew naszego pana... — mówił stary pancernik. — Widziałem ja go nieraz na wojnie, gdy nieprzyjaciel rozjątrzył, bez opamiętania lecącego na tłumy... ale straszniejszy jeszcze we dworze, pod dachem, śród pokoju, gdy mu niesforność jaka, albo gwałt krew poburzy...
Królowa dobrocią swą wiele może, pohamuje czasem i wymodli... przecie teraz nie wiem, czy i ona i wy z nieboszczykiem potraficie go złagodzić. Rozżarł się okrutnie... może nie o kupca tego, więcéj o to, iż rycerstwu całemu zakałę zrobili. A i kupiec téż człek był znaczny. Gdy wieść pójdzie o śmierci jego, odstręczy i odpędzi od nas innych obcych ludzi...