Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 192.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i perspektywa rozmawiania o intrygach. Najmniejsze słowo sprowadzało chmury i ziewanie.
Brühl skracał téż przykrą pracę, dając gotowe rzeczy do podpisu. Zasiadał August do stolika i nie rzuciwszy nawet okiem na akta kładł na nich jakby odbity z pomocą jakiéj machiny podpis, zawsze jednakowy, czysty, wyraźny, majestatyczny i spokojny.
Tego dnia spostrzegłszy stos papiéru, król zaczął się już gotować do pańszczyzny podpisywania, ale Brühl stał nieruchomie nie rozkładając tego co trzymał w ręku.
Kilka wejrzeń pytających skłoniło go wreszcie do mówienia, z którém się ociągać zdawał.
— N. Panie! — rzekł — dziś przybyłem w takiéj przykréj sprawie, że radbym jéj i dla siebie i dla pana mojego najmiłościwszego uniknąć.
Król usta wykrzywił i poprawił perukę.
— Wolałbym żeby się tego podjął kto inny, ale nikt mnie wyręczyć nie chciał; — westchnął Brühl.... Muszę więc sam to przedstawić N. Panu.
— Hm?? — odezwał się August.
— W. Królewska Mość przyzna mi — mówił daléj minister — że do sprawy Sułkowskiego wcale się nie mieszałem.
— Skończone! dosyć! skończone! — przerwał niecierpliwie trochę król.
— Nie zupełnie — kończył Brühl — i to właśnie jest nieszczęście. Objąłem po nim sprawy; jestem człowiek sumienny, musiałem wejść we wszystko.
Oczy króla otwarte szeroko patrzały na mówiącego, było w nich niemal coś groźnego.
— Znalazły się w papiérach rzeczy, korrespondencye ogromnie obwiniające niewdzięcznego sługę W. Kr. Mości; nadużycia, deficyt w kassie.