Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

August posłusznie głową skłonił. Niedowierzająca mu jednak królowa, posłała natychmiast po Guariniego i szepnęła mu, aby działał niezwłocznie.
Brühl posępny i zmieszany czekał na pana. Zobaczywszy go nie powiedział nic August, tylko z wymówką pokiwał głową, pogroził, i rzucił się na krzesło.
Prawie w téjże chwili wchodził śmiejąc się O. Guarini.
— A! a! zguba się nam znalazła! N. Panie. Sułkowski powrócił, znać pomiarkował że niepotrzebnie szukać chciał szczęścia po świecie. Chi sta bene, non si muova. Źle mu tu znać było, jednak wrócił, bo gdzieindziéj jeszcze gorzéj!
August fajkę palić zaczynał, i wskazał nią na Brühla.
— Ten winien? ha? po co wpuścili! Królowa słuchała, głupstwa gadał... Pfuj!
— Nie jam winien, ale nas ktoś zdradził N. Panie — zawołał Brühl.
— Rób co chcesz — rzekł król żywo — nie chcę widziéć. Napisać rozkaz, do podpisu dać, posłać...
— Ale niéma się czém trapić! niéma sobie czém psuć humoru i zdrowia. N. Panie — dodał Guarini — Faustyna dziś śpiewa razem z Albuzzi, są w najczulszéj zgodzie, kochają się jak dwie gołąbki.
Obejrzał się August i zamruczał:
Amor, quel che piace!
Był to początek śpiewu, którego o mało nie zanucił, lecz zaraz się zajął fajką.
O. Guarini dbały o to, ażeby smutne przerwać myśli, nastroił tak rzeczy, iż natychmiast wniesiono przysłany z Wenecyi przepyszny portret Giorgiona. Ujrzawszy go król porwał się w uniesieniu:
A, che bello!
Zapomniał o wszystkiém.