Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 117.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóżto Sułkowski: widzisz Ojcze — bąknął król. — Józefina go nie lubi. Jak można Sułkowskiego nie lubić?... hę? powiedz ty?
Guarini zamilkł. Pytanie było wymierzone wprost jak strzał do piersi, jednak nie odpowiadał na nie.
Król nie lubiący mówić, powtórzył ciszéj:
— Ojcze? jak można Sułkowskiego nie lubić?
Jezuita namyślał się bardzo długo. Chwila była stanowcza: należało przypuścić atak umiejętnie; rozważał właśnie jak ma to uczynić. Spodziewał go się oddawna, przyszła godzina walna, trzeba tedy było począć.
— N. Panie — odezwał się — ja przeciwko Sułkowskiemu osobiście nie mam nic. Jako katolik chłodny jest i obojętny, to prawda...
Zdawało mi się téż zawsze że naszą świętą królowę panią nie dosyć czci i szanuje.
— O! o! o! — przerwał król — o! o!
— Przynajmniéj ludzie tak i inni sądzili — mówił nie zmieszany Guarini. — Płochy jest to pewna, w pychę niepomierną wzbiła go łaska pańska...
Zamilkł król posępnie słuchając.
— N. Panie — żywo zawołał zbliżając się Guarini — jesteśmy sami, nikt nas oprócz Boga nie słyszy. Proszę mi z ręką na sumieniu odpowiedziéć jak na spowiedzi, czy nigdy Sułkowski nie wodził króla a pana swego na pokuszenie??
Na te słowa August oczy otworzył wielkie, zarumienił się i nagle plecami odwróciwszy, nic nie odpowiadając chodzić zaczął.
Milczenie było dostateczną odpowiedzią.
Guarini się począł śmiać cicho.
— A nie jestże to zuchwalstwo? hę? Pojmuję nawet że sługa i przyjaciel może chciéć czasem i na sumienie coś dla