Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 084.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pnął coś cicho królowi, który się uśmiechnął nieznacznie i Brühla wskazał.
Skinienie to jego baczności nie uszło: zbliżył się.
Sułkowski żywo sypnął mu słowami do ucha. Widać było jak one nie smakowały Brühlowi, który wzrok zwrócił na pana, zawahał się nieco, jakby mu żal było stanowisko opuścić, ale z uległością skłoniwszy się, natychmiast się oddalił.
Po odejściu jego, gdy drzwi się zamknęły, August III uśmiechnął się siadając, wskazał na nie i rzekł ze zwykłym swym lakonizmem:
— Niéma jak ty i Brühl.
Ostatnie nazwisko nie było może do smaku Sułkowskiemu, ale je przełknąć musiał.
Przed królem stały ofiarowane mu dnia tego obrazy, w które się z widoczną radością wpatrywał. Sułkowski śledził wzrok, rad był myśli odgadnąć.
— Brühl w istocie — rzekł po namyśle — jest z wielu względów nieoceniony. I macie z nim dobrze; posłuszny, skromny, daje sobie wytłumaczyć co potrzeba, nie sprzeciwia się nigdy, kieruję nim jak chcę, jestem z niego kontent.
Król tylko głową pokiwał. Może mu się to trochę dziwném zdało, że Sułkowski pozwalał sobie być zadowolnionym z niego, ale nie okazał tego po sobie.
Minister chodził swobodnie po pokoju.
— Nie mam najmniejszego powodu — mówił daléj, w sprawach powierzonych mi z Brühlem się ściérać. Człowiek pojętny, zdolny, ma jednak wady...
Król bystro spojrzał — Sułkowski kończył nie zmieszany:
— Niepomiernie rozrzutny i żyje na zbyt wielką stopę... będzie nas wiele kosztował.
To mówiąc, stanął hrabia przed królem, jakby czekał, co mu na to powie — Król głośno chrząknął, spojrzał w górę i milczał.