Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 2 017.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przyjaciela chcę miéć w was, tylko przyjaciela, mój Brühl, a z méj strony służyć wam będę po przyjacielsku. Wy mi jesteście potrzebni, ja wam się téż przydam.
Ścisnęli się serdecznie; Brühl z wielkiego wzruszenia, które było znakomicie odegrane, pocałował go w ramię.
— Słuchajże Brühl, jak przyjaciel ci to mówię: wiele osób wié, że Watzdorf się kochał w Frani; jeśli go dlatego chcesz oddalić, nie na mnie, ale na was krzyczéć będą.
Brühl odskoczył aż z podziwu udanego.
— Ale mój hrabio — krzyknął uderzając się w piersi — ja nie jestem nic a nic, a nic zazdrosny, alem o honor pana, o wasz i o mój, troskliwy...
Dziś — dodał — zaczepiają nas i otarli się o tron, jutro ośmieleni na sam tron się rzucą i na najdroższego nam pana. Trzeba swawoli zapobiedz, bo nic świętego nie będzie.
— Masz słuszność — zimno odparł Sułkowski — ale winy trzeba dowieść.
— Oczywiście — dorzucił Brühl, chwytając za kapelusz, i począł się żegnać.
— Ale spotkamy się przecie...
— Tak, na strzelaniu — rzekł Brühl — królewicz potrzebuje rozrywki. Bądź co bądź, należy mu ich dostarczyć... namiętnie strzelać lubi. Przecież to tak niewinna zabawa...
Brühl pośpiesznie zabierał się do wyjścia, jakoż nadchodziła godzina, w któréj dwór miał się udać do bażantarni, gdzie tarcze przygotowano. Nie chciano urządzać tego rodzaju zabawy w zamku, aby zachować jeszcze resztkę pozorów żałoby.
W bażantarni, lasku poblizkim Drezna, w którym już stało kilka domków i pałacyk za Augusta II zbudowany, dwór się bardzo często zabawiał. Przepyszne aleje z lip, ogromne buki i dęby, całe posągów szeregi, stawek wykopany świeżo, czyniły to miejsce jedném z najwdzięczniejszych w okolicach Drezna.