Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Brühl tom 1 210.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

urządzone apartamenta. Od niéj płynęły rozkazy, do niéj teatralni szli z prośbami klienci.
Watzdorf w przedpokoju spytał lokaja o panią i otrzymał odpowiedź, że jest w domu. Mógł się tego domyślić po głośnéj rozmowie na sposób włoski i w języku włoskim prowadzonéj, która aż do przedpokoju dochodziła. Gdy oznajmiony wszedł, zastał piękną włoszkę w ubiorze dosyć zaniedbanym, z twarzą gniéwną i zapérzoną, co jéj nie dodawało wdzięku, stojącą naprzeciw O. Guariniego, który spokojniuteńko wśród salki po cywilnemu ubrany się przechadzał.
Twarz jego śmiała się z politowaniem: Faustyna ścigała go z pięściami zaciśnionemi.
Guarini zobaczywszy szambelana, wskazał mu włoszkę obu rękami.
— Patrz, patrz! co ta kobiéta ze mną wyrabia — śmiał się — z najspokojniejszym człowiekiem w świecie, który w imię spokoju i zgody do niéj przychodzi. Furioso! diavolo! furioso! Żebyż zamiast krzyczéć śpiewała...
Faustyna odwróciła się do Watzdorfa: — Biorę was za sędziego — zakrzyczała — chce mnie uczynić malowaną lalką, chce abym się kłaniała wszystkim, abym nie miała woli. Jutro mi jego protegowani teatr do góry nogami obrócą. Nie! musi iść precz, pójdzie precz!
— Za co? za co? — cicho i wysuwając z kołnierza głowę jak żółw ze skorupy, szepnął Guarini — dlatego że piękny młodzian nie pali ofiar przed tobą? że mu niebieskie oczy francuzki wdzięczniéj świécą niż twoje?
Faustyna plasnęła w dłonie.
— Słyszysz go, tego prete[1] obrzydłego! — krzyknęła, rękami poczynając mu wywijać przed samą twarzą — alboż to ja potrzebuję hołdów? albo mi ich mało? albo mi nie miały czasu obrzydnąć?

  1. Przypis własny Wikiźródeł prete (wł.) — ksiądz